Dwuletnia dziewczynka znaleziona w namiocie trafi do rodziny zastępczej lub pogotowia rodzinnego
"Sąd Rodzinny działając w trybie zabezpieczenia, zdecydował o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej wskazanej przez Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Gdańsku. Wszczęte z urzędu zostało też postępowanie o pozbawienie lub ograniczenie władzy rodzicielskiej nad małoletnią - przekazał w czwartek PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku sędzia Tomasz Adamski.
Dziewczynka nadal przebywa w szpitalu. Po jego opuszczeniu zostanie przewieziona przez pracowników socjalnych do rodziny zastępczej albo pogotowia rodzinnego. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła.
Matka dziecka usłyszała w środę zarzuty narażenia córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Tego samego dnia Sąd Rejonowy w Gdańsku nie stosując się do wniosku prokuratury, która chciała tymczasowego aresztu dla kobiety, zdecydował o zastosowaniu wobec niej dozoru policyjnego.
Sąd zadbał natomiast o podstawowe bezpieczeństwo kobiety.
Sędzia Adamski poinformował, że skontaktował się z ośrodkiem zajmującym się osobami bezdomnymi, gdzie kobieta miała spędzić noc. "Ale żeby mogła na dłużej przebywać w ośrodku, będzie musiała uzyskać skierowanie z MOPR" - zaznaczył.
Kobieta - jak ustalił korespondent PAP - nie trafiła na noc do żadnego z działających w mieście ośrodków dla bezdomnych kobiet. Prawdopodobnie wróciła do namiotu.
W czwartek rano na koczowisku, skąd została zabrana w poniedziałek dziewczynka, nie było 24-latki i towarzyszącej jej wcześniej pary. Wokół, tak jak w poprzednich dniach, rozstawione były dwa namioty, wokół porozrzucane śmiecie, stare wózki dziecięce i zdezelowany sprzęt gospodarstwa domowego.
Kobiecie tego dnia pomogli lokalni dziennikarze, którzy zawieźli ją do psychologa, a następnie skierowali się do jednego z gdańskich ośrodków.
Korespondent PAP przez krótką chwilę rozmawiał matką dziewczynki. Powiedziała, że jest roztrzęsiona. Nie chciała jednak wyjaśnić, dlaczego przebywała z dzieckiem pod namiotem i dlaczego przyjechała z okolic Lublina do Gdańska. "Widzi pan, w jakim jestem stanie" - zaznaczyła.
Matka dziewczynki - jak przekazała PAP rzeczniczka gdańskiego MOPR Sylwia Ressel - nie była podopieczną ośrodka.
Dziewczynka wraz z matką została zabrana z namiotu, który znajdował się w lesie przy al. Jana Pawła II w Gdańsku, w poniedziałek.
O tym, że w koczowisku może znajdować się dziecko pracownicy MOPR zostali zaalarmowani przez strażników miejskich, których poinformowali mieszkańcy.
W poniedziałek w namiocie znajdowały się trzy osoby, które nie pozwoliły wejść do środka. "Były agresywne i nie chciały wyjść z namiotu" - powiedział inspektor Andrzej Hinz z gdańskiej straży miejskiej. Dodał, że zaprzeczały, że wśród nich przebywa małoletni. Mundurowi nie uwierzyli w ich zapewnienia i wezwali na miejsce patrol policji.
Policjanci w namiocie znaleźli dwuletnią dziewczynkę. "Ze środka wydobywał się dym papierosowy, a dwulatka wyglądała na wyziębioną i miała na sobie koszulkę z krótkim rękawkiem" - przekazała wówczas oficer prasowa KMP w Gdańsku podinsp. Magdalena Ciska.
W środę kobieta została przesłuchana przez prokuratora i usłyszała zarzuty.
Prokurator Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk podkreśliła, że kobieta była zobowiązana opiekować się dzieckiem, jednak nie sprawowała tej opieki w sposób należyty. "W okresie od października do 21 listopada, zamieszkiwała z dzieckiem w namiocie, przy ujemnej temperaturze powietrza, co spowodowało u niego rozstrój zdrowia poniżej siedmiu dni w postaci ostrego zapalenia nosa i gardła" - dodała.
Wawryniuk stwierdziła, że dziecko było narażone na poważniejsze skutki, w postaci bezpośredniego niebezpieczeństwa ciężkiego rozstroju zdrowia, a nawet ciężkiego obrażenia ciała, w postaci wychłodzenia, powodującego ciężkie schorzenia, np. układu oddechowego.
Zaznaczyła, że nie ma informacji, żeby kobieta uciekała do Gdańska z powodu jakiekolwiek zagrożenia.
W środę prokuratura skierowała do Sądu Rejonowego w Gdańsku wniosek o zastosowanie wobec kobiety tymczasowego aresztu. Zdaniem prokuratury istniało ryzyko, że kobieta może uciec.
Sąd jednak nie przychylił się do tego wniosku. Prokuratura zamierza skierować zażalenie na tę decyzję.(PAP)
autor: Piotr Mirowicz
pm/ ok/