Złota Piłka odwołana, czy sprawiedliwie?

Rok 2020 obfitował w wiele zwrotów akcji oraz zaskakujących decyzji. Z powodu pandemii COVID-19 zawieszone zostały rozgrywki w najważniejszych ligach na całym świecie. Zdecydowano się przełożyć Euro oraz Igrzyska Olimpijskie. Również Liga Mistrzów zostanie rozegrana z opóźnieniem i w nowej formule. Mimo tych zawirowań świat sportowy powoli wstawał z kolan. Ligi piłkarskie zaczęły znowu rozgrywać swoje mecze, choć z pewnymi obostrzeniami.

Jedną z pierwszych była niemiecka Bundesliga, która dała sygnał innym krajom, że można, że się da spokojnie dokończyć rozgrywki.

Podczas gdy inni pauzowali, oczy piłkarskiego świata zwrócone były na boiska naszych zachodnich sąsiadów. Wszak Bundesliga, choć nie jest najchętniej oglądaną, zalicza się do pięciu najsilniejszych światowych lig. Ten blask reflektorów najlepiej wykorzystał nasz reprezentant. Robert Lewandowski poprowadził Bayern Monachium do wywalczenia mistrzostwa, zdobywając przy tym koronę króla strzelców, później sięgnął z kolegami po Puchar Niemiec, również strzelając najwięcej bramek. Wliczając wszystkie rozgrywki, razem z Ligą Mistrzów, Lewy przekroczył limit 50 bramek w sezonie – barierę, która dotychczas zarezerwowana tylko dla Ronaldo i Messiego. Rozpędzona bawarska drużyna wyrastała na faworyta Champions League, której starcia w tym sezonie rozegrane zostaną ciągiem.

Powoli wracały również do życia kolejne ligi zagraniczne, jednak w pamięci ekspertów i kibiców zakodowało się nazwisko polskiego napastnika. Nasi kibice przyzwyczaili się do czytania w rodzimej prasie o kolejnej wielkiej szansie Lewandowskiego na wywalczenie Złotej Piłki, jednak w tym roku nie były to tylko pobożne życzenia dziennikarzy znad Wisły. Największe media sportowe zaczęły rozpisywać się o Polaku, który w końcu przełamie monopol dwóch zawodników i sięgnie  po tytuł najlepszego zawodnika. Wszędzie podkreślano, że do tego potrzebny jest jeszcze sukces na arenie międzynarodowej, a Bayern w obecnej formie mógł sobie na to pozwolić.