reklama
kategoria: Opowiadania
1 wrzesień 2019

"Niepokój" część 13 - opowiadanie

zdjęcie:
REKLAMA
Leżeli oboje, zwinięci w kłębek pod rozłożystym świerkiem, otoczeni charakterystycznym zapachem, który ludziom zwykle tak bardzo kojarzy się z wigilią. Światło, które przedzierało się przez gęstą warstwę igieł, nadawało ich obecności magicznego, głęboko zielonego, koloru. Gęstwina drzewa i wzajemna bliskość chroniła ich przed mrozem, który od kilku dni dawał się im poważnie we znaki. Leżał w takim miejscu, że drobne krople żywicy spadały mu co jakiś czas na grzbiet, tworząc sklejone zlepki sierści i klejącej, szybko twardniejącej na mrozie substancji. Nadawało to jego dumnemu na co dzień wizerunkowi wrażenia nieporządku, robiąc z króla lasu żałosny obraz outsidera. Jego piękne, gęste, zimowe futro nabierało wyglądu łachmana, okrywającego bardziej czworonożnego oberwańca, niż samca alfą rządzącego do niedawna groźną, aktywną i skuteczną watahą.
Od wielu dni próbował poradzić sobie z nieznanym mu nigdy wcześniej uczuciem. On, król polowania, kierujący wcześniej innymi członkami stada i od pierwszego razu, kiedy towarzyszył mu jeszcze ojciec, brutalnie niezawodny egzekutor, zadający ofierze ostateczny cios, nie potrafił poradzić sobie ze zdobyciem pożywienia. Przekonywał się na własnej skórze, że brak współpracy ze strony innych wilków, działających na jego niemą ale wyraźną i jednoznaczną komendę, odwraca prawdopodobieństwo sukcesu w polowaniu na korzyść jeleni czy saren. Z łatwością potrafiły znaleźć drogę ucieczki, pokonać go zwinnością, a przede wszystkim wymęczyć szybkim i długim biegiem. Polował razem z suką, która robiła wszystko jak wydawało się, że powinna, ale we dwoje było ich po prostu zbyt mało, żeby skutecznie osaczyć ofiarę i odseparować ją od przestrzeni, na której mogła wykorzystywać swoje naturalne predyspozycje. Zużywał na te próby coraz więcej sił, ale uporczywie próbował w ten sam sposób, tak, jak umiał najlepiej, pamiętając swoje regularne sukcesy i świadomy swojej siły i sprawności, która wyniosła go przecież jeszcze niedawno na szczyt hierarchii jego środowiska. Żywili się przez ten czas drobnymi znaleziskami, padłymi ptakami, myszami, ale to nie zaspokajało ani ich potrzeb biologicznych, ani jego samczej ambicji.
Cichym zwiastunem przełomu stała się dopiero sytuacja, kiedy poprzedniego dnia suka w jakiś niezrozumiały dla niego sposób znalazła gdzieś i przyniosła upolowaną przez siebie, niewielką ofiarę. Wiedziony jakimś irracjonalnym, nietypowym dla niego instynktem, nie rzucił się na jedzenie i to jej pozwolił najeść się do syta. Ten niespodziewany fakt, jej sukces na tle jego porażek, burzył całe jego wyobrażenie o dotychczasowym sposobie zdobywania pożywienia i kwestionował egocentryczne przekonanie o jego dominującej roli samca alfa w stadzie, podważając fundamenty, praktyczne podstawy, na których taka pozycja, nawet w stadzie liczącym dwa osobniki, mogła być zbudowana i utrzymana.
Nie uświadamiał sobie przy tym, że jego towarzyszka, współpracująca z nim w kolejnych nieudanych polowaniach, z dnia na dzień traciła swoją szybkość i zwinność, coraz szybciej się męczyła i coraz dłużej spała. Jej powiększający się brzuch ukrywał rozwijające się młode, które za kilka tygodni miały przyjść na świat. Ten dysonans, związany z upadającym jego własnym obrazem w jego własnej głowie, był w nim silniejszy niż łaknienie, ale dość szybko te problemy, dręczące jego ego, zostały zastąpione przez dużo bardziej pierwotny instynkt, odwracający uwagę od wszystkiego innego. Wielodniowe, kroczące niedożywienie i podrażniona ambicja, tylko zwiększyły siłę jego oddziaływania. Poczuł prawdziwy głód.
To właśnie atak głodu wypędził go z ciepłego legowiska pod kapiącym żywicą świerkiem, to on zagłuszył w nim rozterki i niepokój, dotyczące jego pozycji i znaczenia, to on wreszcie dodał mu energii, która pozwoliła przystąpić mu do działania. Pozwoliła skupić się na tym, żeby wytropić, dopaść i dostarczyć pod drzewo kolejną, równie niewielką jak poprzedniego dnia, ofiarę. Stary i schorowany zając, bo to on w istocie wkroczył na krótko i post mortem na scenę tego opowiadania, odegrał rolę katalizatora, który pozwolił nakarmić ciężarną sukę i jego samego oraz odbudować nadszarpniętą reputację wilka w oczach suki, a może nawet bardziej w jego własnych. Zawziętość z jaką przedzierał się przez zarośla polując na niego, to, że nie zważał na smagające go gałęzie w pogoni za nieszczęśnikiem, zupełnie przy okazji pozwoliły przeczesać jego łachmaniarską sierść, odrywając od niej smętnie sklejone żywicą kawałki. To właśnie najbardziej, przywracając piękno jego gęstego futra, dla postronnego obserwatora stałoby się widoczną oznaką przełomu. Bardziej nawet, niż odzyskany blask spojrzenia, postawione pionowo uszy, dumnie wyprostowana sylwetka, kiedy wracał do suki z ofiarą i ciężko ale radośnie dysząca ze zmęczenia paszcza, kiedy rzucił upolowaną ofiarę wprost u jej pyska. Pierwszy raz zjedli posiłek wspólnie, bez zachowania kolejności wynikającej z hierarchii.
Od tego momentu, choć nie umieliby tego nazwać ani zracjonalizować w żaden ludzki sposób, oczywistym źródłem pożywienia stały się dla nich przynoszone przez niego niewielkie, ale bogato występujące w okolicy, zwierzęta. Bez kłopotu zaspokajał w ten sposób rosnące potrzeby energetyczne coraz mniej, z powodu ciąży, ruchliwej i sprawnej suki.
Prawdziwa rewolucja w ich życiu, zmieniająca niemal wszystko, do czego byli dotychczas przyzwyczajeni, miała dopiero nadejść. Nadchodził dzień, w którym na świecie miały pojawić się szczeniaki.

Marcin Balicki
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Kazimierz Dolny
4.4°C
wschód słońca: 07:11
zachód słońca: 15:30
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Kazimierzu