reklama
kategoria: Opowiadania
10 listopad 2023

Krew i woda

zdjęcie: Krew i woda / pixabay/230014
Zachwiałam się na mokrej posadzce i z poślizgiem wsunęłam swoją Obecność między jedno nagie ciało a drugie. Różnokolorowe ślepia stężały spojrzeniem na mojej twarzy, lecz nie dlatego, abym była interesująca, nie. Chodziło raczej o to, że coś się w tych sylwetkach poruszyło - zarejestrowali pewną zmianę, udostępnili mi swoją przestrzeń, po czym prędko wrócili do swoich myśli. Zbyt szybko. Chciałabym poznać ich światy, które odwróciły uwagę od mojej Wyjątkowości.
REKLAMA
W hali śmierdziało chlorem, a chlor to furtka do straconego dzieciństwa. Przypomniałam sobie o oswajaniu się z wodą, że kiedyś zajmowało to o wiele więcej czasu; zimną wodą najpierw ocierało się dłonie, a później, tymi samymi dłońmi, głaskało się własne ramiona, ciepły brzuch, szyję i plecy. Kiedyś można było powiedzieć Boję się albo Daj mi chwilę, bo to wszystko było jedynie rozrywką, więc nikt nie czekał, nie ponaglał. W życiu dzieciaka nie powinno być miejsca na doznawanie szoku, a ja wciąż jestem tą samą ciepłą kluchą. Spojrzałam na wuefistkę, ale niczego nie mogło to zmienić.

Polecono nam pływanie na plecach, do drugiego końca basenu. Inni podporządkowali się niemal natychmiast i wystartowali przed siebie, odbiwszy się od płycizny. Widziałam, jak mieszają się nogi: wyskakiwały nad powierzchnię, a potem rozbijały ją bezlitośnie, wzburzając wodę w torze. Męskie łydki ścigały się z damskimi i wszyscy stali się jednością. Tylko ja jedna się zatoczyłam i spłynęłam wzdłuż ściany na samo dno, zwijając się w kłębek jak płód. Dopiero Płyń! z odległej rzeczywistości, tej niezrozumiałej, zmusiło mnie do działania.

Gdy leżałam, rozpostarł się nade mną blady sufit. Użyłam go jak kartki; malowałam na nim plany na popołudnie, następne dni i na życie. Rozpędziłam się w snuciu pragnień i dotarłam do poczucia pełni. Uśmiechnęłam się, a ktoś z sąsiedniego pasa strzelił mi wodą w oczy i szeroko otwartą buzię. Straciłam równowagę i utopiłam się, zabierając ze sobą dążenia i oczekiwania.

Światło zgasło, a młócące ciała straciły na znaczeniu. Docierały do mnie strzępki pochlipywań i gwałtownego zaciągania się powietrzem, a każde z nich było jak wspomnienie czegoś, czego tak naprawdę nigdy się nie miało. To, co zostawiłam na zewnątrz, rozlało się niekontrolowanie, lecz nie dbałam o to. Zniknęłam, a moja Wyjątkowość nie potrzebowała już tego, aby ją dostrzegano.

I trwałabym, schowana, w podwodnej przytulni, gdybym sama siebie nie zdradziła i nie rozdarła rękoma tafli, która miała zabrać mnie stamtąd, skąd pragnęłam ucieczki. Ciało zbuntowało się przeciwko mnie i wystąpiło do świata z powrotem, z prośbą o powietrze i życie. Posklejane oskrzela rozszerzyły się dramatycznie i łykały oddechy jak głodny chwytający się byle chleba. Znów poddałam się własnej bezradności, bo nie ma na świecie większego rozczarowania niż to, którym ranimy samych siebie.

Ręka chwyciła się metalowej rury, nie pozostawiając mi wyboru. Otworzyłam oczy szeroko i objęłam nimi pozostałych. Nic się nie zmieniło; grupę pochłaniało ćwiczenie oddechu i deska z gąbki. Należy jej się usprawiedliwienie - cudzych zawiłości można czasem nie dostrzec i nikt nie ma obowiązku ratować tonącego. W ostateczności ocalamy się przecież sami, nie przemyślawszy w ogóle, czy warto wracać tam, gdzie nie jesteśmy widoczni.

Ciała, durne i nieposłuszne ciała miotające się na lewo i prawo, którym jedna ochota wystarczy, by sabotować swojego właściciela. Durne i mściwe pudła na krew, kości, niespełnione marzenia i nadzieję, a wreszcie - największy przyjaciel i dobroczyńca osamotnionego człowieka.

Autorka: Zuzanna Menard 
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Kazimierz Dolny
3.9°C
wschód słońca: 07:11
zachód słońca: 15:30
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Kazimierzu